Sam w domu?
Autor: x. Antoni Cekada
W mojej ostatniej broszurze Prawo kanoniczne i zdrowy rozsądek wspomniałem o pewnym typie osoby, którą czasami spotyka się w ruchu tradycjonalistycznym: świeckiego, który traktuje prawo kanoniczne jako przydatne źródło „tekstów dowodowych”, które może wykorzystać do odrzucenia wszystkich innych jako niekatolików. Praktyczne rady, których udziela, są zawsze takie same: wszystkie tradycyjne kaplice i księża są nielegalni, a zatem źli; zostańcie w domu w tę niedzielę, aby modlić się w wybranym przez siebie pokoiku. W ten sposób wasze życie religijne kończy się czymś w rodzaju nieustannej powtórki Kevina samego w domu, tyle że bez szczęśliwego zakończenia.
Ostatnio wyznawcy tego stanowiska również twierdzą, że ich potępienia opierają się na katolickiej doktrynie nieomylnie głoszonej przez Sobór Trydencki. Są oni oddani zajęciu robienia kserokopii rozdziałów dekretu soborowego o święceniach i podkreślają następujące fragmenty:
Ponadto, święty sobór naucza, że […] ci, którzy z własnej zuchwałości biorą sobie te urzędy, nie są sługami Kościoła, ale mają być uważani za złodziejów i zbójców, którzy dzwiami nie weszli.
Kan. 7. Jeśli ktoś twierdzi, (…) że ci, którzy nie zostali prawnie wyświęceni i posłani przez władzę kościelną i kanoniczną, lecz skądinąd przybywają, są uprawnionymi szafarzami słowa i sakramentów – niech będzie wyklęty.
Fragmentom tym zwykle towarzyszą odręczne notatki na marginesach, dzieło jakiegoś anonimowego kanonisty samego-w-domu. Argumentuje on w ten sposób: tradycyjni księża działają bez odpowiednich uprawnień kanonicznych. Dlatego „biorą sobie te urzędy” i nie są sługami Kościoła, ale złodziejami i zbójcami. (Zawsze podwójnie podkreślone). Nie zostali „słusznie” wyświęceni zgodnie z prawem kanonicznym ani nie zostali „posłani przez władzę kościelną i kanoniczną”. Raczej tradycyjni kapłani „skądinąd przybywają”, a zatem nie są „uprawnionymi szafarzami słowa i sakramentów”. Jeśli mówicie inaczej, zaprzeczacie katolickiemu dogmatowi (podwójnie podkreślone) i jesteście wyklęci – poza Kościołem! (Podwójnie, jeśli nie potrójnie podkreślone!) Nie możecie słuchać Mszy tych księży i pozostać katolikami, więc zostańcie w domu!
Kiedy Kościół potępił fałszywą propozycję doktrynalną, dołączył do niej cenzurę, która precyzyjnie wyrażała stopień błędu: np. „heretycka”, „sprzyjająca herezji”, „pochopna”, „obraźliwa dla pobożnych uszu” itp. Z powyższego argumentu jednak Kościół musiałby stworzyć nową kategorię — zatytułowaną „naprawdę głupia”. Trochę zbyt ostro? Cóż, rozważmy to:
(1) Nasz kanonista sam-w-domu myśli, że Trydent potępiał jedną rzecz, podczas gdy w rzeczywistości potępiał inną.
(2) Opiera swoją argumentację na błędnym tłumaczeniu, ale nie zdaje sobie z tego sprawy, ponieważ nie zna łaciny.
1. Trydent potępia świeckie święcenia. Celem dekretu trydenckiego o święceniach było ponowne sformułowanie katolickiej doktryny o sakramencie i potępienie całego szeregu protestanckich herezji dotyczących tego – np. że święcenia kapłańskie nie są sakramentem, ale ludzkim wymysłem, że pomniejsze święcenia nie istnieją, że wszyscy Chrześcijanie są jednakowo kapłanami, że nie ma hierarchii święceń itp.
Wśród herezji protestanckich Sobór potępił tę, która twierdziła, że zgoda ludu lub urzędnika cywilnego jest wszystkim, czego potrzebujecie, aby uczynić kogoś szafarzem słowa i sakramentów. Ta herezja zaprzecza sakramentalnemu charakterowi święceń. Redukuje kapłaństwo do urzędu politycznego pozbawionego jakiejkolwiek obiektywnej mocy sakramentalnej.
Nasz sam-w-domu spotkał się z językiem dekretu potępiającym herezję świeckich święceń i błędnie odczytał go jako potępienie księży wyświęconych bez listów od biskupa diecezjalnego lub czegoś podobnego. Mógłby odkryć ten błąd, gdyby przeczytał pierwszą część zdania (poniżej pogrubioną), a nie tylko podkreśloną na końcu frazę:
Ponadto, święty sobór naucza, że do udzielenia święceń biskupich, kapłańskich i pozostałych nie są tak wymagane zgoda, powołanie i upoważnienie ze strony ludu, jakiejkolwiek władzy czy urzędu świeckiego, żeby udzielone bez nich były nieważne. Przeciwnie, [sobór] postanawia, że wszystkich powołanych i ustanowionych tylko przez lud, władzę i urząd świecki, którzy przystępują do pełnienia tych posług oraz je przyjmują z własnej lekkomyślności, należy uważać nie za sługi Kościoła, ale za złodziei i rozbójników nie wchodzących przez drzwi (Dz. 960, Dokumenty Soborów Powszechnych IV)
Z pierwszej części zdania jasno wynika, kogo Sobór potępia jako „złodziei i rozbójników”: tych, którzy otrzymują jedynie rodzaj świeckich święceń od ludu lub państwa (zamiast prawdziwych święceń sakramentalnych od biskupa), a następnie pełnią funkcje sakramentalne i ministerialne właściwe tylko wyświęconemu kapłanowi.
Nasz sam-w-domu cytuje również Kanon 7, który jest zgodny z dekretem doktrynalnym o święceniach kapłańskich. Kanon, jak powiada, potępia w nieomylny sposób tych, którzy działają bez „oficjalnie delegowanej władzy”.
To też jest całkowicie fałszywe. Fragment w Kanonie 7 odpowiada fragmentowi dekretu doktrynalnego i (podobnie jak dekret) nie mówi nic o „oficjalnie delegowanej władzy”. Po prostu potępia bardziej uroczyście to, co potępia dekret doktrynalny: protestanckie stanowisko, że rodzaj „świeckiego święcenia” wystarczy do udzielania sakramentów.
2. Wadliwe tłumaczenie. Sami-w-domu wskazują na dwa zdania z kanonu, pogrubione poniżej, które ich zdaniem potępiają duchownych, którzy nie otrzymali różnych zezwoleń wymaganych przez prawo kanoniczne przed święceniami:
Kan. 7. Jeśli ktoś twierdzi, (…) że ci, którzy nie zostali prawnie wyświęceni i posłani przez władzę kościelną i kanoniczną, lecz skądinąd przybywają, są uprawnionymi szafarzami słowa i sakramentów – niech będzie wyklęty.
Tutaj to, co zaczęło się jako tragedia, kończy się farsą. Tłumaczenie wytłuszczonych zwrotów, którego używają sami-w-domu okazuje się wadliwe. Sami-w-domu, nie znający łaciny, oparli całą swoją argumentację na tych błędnie przetłumaczonych frazach. Oto łaciński tekst Kanonu 7 i poprawne tłumaczenie.
Si quis dixerit… ordines ab ipsis [episcopis] collatos sine populi vel potestatis saecularis consensu aut vocatione irritos esse; aut eos, qui nec ab ecclesiastica et canonica potestate rite ordinati nec missi sunt, sed aliunde veniunt, legitimos esse verbi et sacramentorum minstros: A.S. (Dz 967)
Gdyby ktoś mówił, że … święcenia przez nich [biskupów] udzielone bez zgody lub powołania ze strony ludu lub mocy świeckiej są nieważne; albo że ci, którzy nie zostali wyświęceni mocą kościelną i kanoniczną z właściwymi ceremoniami i posłani, ale przychodzą skądinąd, są prawomocnymi sługami słowa i sakramentów – niech będzie wyklęty.
Pogrubiona fraza przedstawia zupełnie inny obraz. Sami-w-domu pisali dziesiątki polemik przeciwko tradycyjnym księżom, a wszystko to oparte na założeniu, że wyrażenie „prawnie wyświęceni” ma coś wspólnego z przestrzeganiem jak należy prawa kanonicznego dotyczącego uzyskiwania zezwoleń na udzielanie święceń. Ale łacińskie wyrażenie rite ordinati nie oznacza czegoś w rodzaju „prawidłowo wyświęcony zgodnie z prawem kanonicznym”. Rite oznacza raczej, że ktoś został wyświęcony „ze wszystkimi właściwymi ceremoniami liturgicznymi” – a każdy tradycyjny kapłan, którego znam z całą pewnością był tak wyświęcony.[1]
Inna ulubiona w kanonie fraza dotycząca samotników, „posłani przez władzę kościelną i kanoniczną”, jest również błędnym tłumaczeniem. Na początek część frazy rozpoczynająca się od „przez” została w tłumaczeniu niewłaściwie umieszczona. Po łacinie modyfikuje słowo „wyświęceni”, a nie „posłani”.[2] „Władza”, co więcej, jest tu błędnym tłumaczeniem słowa potestas, co oznacza „moc”. Szczególnym rodzajem mocy jest moc sakramentalna Kościoła, nazywana tutaj „mocą kościelną i kanoniczną” (ecclesiastica et canonica potestate), tak aby odróżnić ją od mocy czysto świeckiej (potestatis saecularis), którą protestanci uważają za wystarczającą do uczynienia kogoś szafarzem sakramentalnym i która w poprzednim zdaniu kanonu wymieniona została do potępienia.
Mówiąc prościej, kanon 7 po łacinie nie mówi tego, co sami-w-domu myśleli, że mówi. Kanon potępia raczej posługę sakramentalną bez prawdziwych święceń sakramentalnych.
* * * * *
Wersety z Soboru Trydenckiego, które nasz kanonista sam-w-domu tak chętnie wykorzystał, nie mogą być w żaden sposób zastosowane do tradycyjnych katolickich księży. Fragmenty te potępiają specyficzną herezję protestancką: że zgoda ludu lub rządu cywilnego jest wystarczająca (lub konieczna), aby upoważnić ludzi jako „prawomocnych sług słowa i sakramentów”. Żaden tradycyjny ksiądz katolicki tego nie naucza.
W ten sposób nasz kanonista sam-w-domu zdołał wszystko pomylić. Źle odczytał dekret Soboru Trydenckiego, sfingował fałszywe oskarżenia przeciwko tradycyjnym katolickim księżom i wydał anatemę na podstawie błędnego tłumaczenia – na tyle, by zasłużyć na nową teologiczną krytykę „naprawdę głupia”.
Błędy w dogmatach, teologii moralnej i prawie kanonicznym są chlebem powszednim teoretyków samych-w-domu. Odpieranie ich głupoty za każdym razem, gdy próbują wyrzucić z Kościoła jeszcze więcej tradycyjnych katolików, jest w ostatecznym rozrachunku stratą czasu. Po prostu przewracają stronę w swoich jednotomowych parafrazach prawa kanonicznego lub błędnych tłumaczeniach Denzigera i próbują wymyślić jeszcze jeden powód, by potępić wszystkich innych.
Wszyscy wyraźnie widzą, dokąd to doprowadziło samych-w-domu — do gorzkiego, pozbawionego sakramentów wygnania, być może poetyckiej kary za ich pychę z powodu tego, że zdecydowali się rozwiązywać problemy o lata świetlne przewyższające ich własne możliwości.
Najlepszym antidotum na takie szaleństwo jest zdrowy rozsądek. Kościół ze swoją sakramentalną posługą i widzialną hierarchią będzie trwał do końca czasów,[3] a katolicy będą nadal przestrzegać Trzeciego Przykazania, podobnie jak ich przodkowie. To wszystko jest tak proste, że dziecko może to rozgryźć. Spróbujcie tego z ośmiolatkiem, który przyjdzie na Mszę w następną niedzielę: nawet on wie, że nie powinniście zostawać sami w domu.
(27 lutego 1993)
Dodatek: Sami-w-domu ekskomunikowani?
Kilka tygodni po tym, jak rozdawałem Sam w domu? jako broszurę ktoś przesłał mi następujący fragment z bulli Benedictus Deus papieża Piusa IV (26 stycznia 1564). Bulla, która potwierdza dekrety Soboru Trydenckiego, nakłada mocą latae sententiae (automatyczną) ekskomunikę na każdego, kto bez aprobaty Stolicy Apostolskiej ośmiela się „publikować w jakiejkolwiek formie jakiekolwiek komentarze, glosy, adnotacje, scholia czy jakiekolwiek interpretacje dekretów tego soboru”. Powodem tego zakazu, jak twierdziła Bulla, było uniknięcie „perwersji i zamieszania” wynikających z prywatnych komentarzy i interpretacji dekretów trydenckich.
To, jak zauważył mój korespondent, jest dokładnie tym, co robią sami-w-domu. Dodał, że osobliwe zasady, które stosują do interpretacji Trydentu, logicznie podpowiadają, że sami-w-domu uważają się za ekskomunikowanych przez sam fakt, że opublikowali nieautoryzowane komentarze do dekretów trydenckich.
Nie trzeba dodawać, że sprawia to, że sam-w-domu jest ugotowany: z jednej strony logika nakazuje mu uważać się za ekskomunikowanego; z drugiej strony zaprzecza, jakoby ktokolwiek miał jeszcze prawo do zniesienia ekskomuniki. Interesujące będzie zapoznanie się z wyjaśnieniami oferowanymi przez samych-w-domu, aby poradzić sobie z tymi niedogodnościami.
Tłumaczenie polskie za:
http://www.traditionalmass.org/articles/article.php?id=55&catname=10
Odpowiedzialny za tłumaczenie: Król Krzysztof, marzec 2022
[1] Sami-w-domu próbowali wykorzystać dwa inne terminy na poparcie swoich potępień: (1) „Regularnie wyświęcony”. To, jak się okazuje, sami-w-domu wyrwali z kontekstu Wyznania Wiary zalecanego heretykom waldensom (Dz 424). Celem tego fragmentu było nakłonienie Waldensów do wyrzeczenia się swojej herezji, że ktoś inny niż wyświęcony kapłan może sprawować Eucharystię. Tutaj regulariter oznacza po prostu „wyświęcony w zwykły sposób”, w przeciwieństwie do twierdzenia waldensów „w ogóle nie wyświęcony”. (2) Wypowiedzenie przez Sobór Laterański „próżnych święceń, nieznanych władzy kościelnej” (Dz. 274). To tylko część ekskomuniki nałożonej na tych, którzy odważyliby się wyświęcić heretyków monoteletów. Nieznajomość łaciny przez samych-w-domu i skłonność do wyrywania fraz z kontekstu również ich tu gubi. Ordinationes vacuas ecclesiasticae regulae incognitas to oryginalne wyrażenie. Wyświęcenie, które jest vacua, jest nie tylko „próżne” [vain]; jest nieważne. Bardziej trafnym tłumaczeniem jest: „nieważnych święceń, nieznanych władzy kościelnej” — oczywiście zupełnie inny zestaw kategorii kanonicznych, ponieważ chodzi o ważność, a nie o prawność. Wreszcie, trudno jest zrozumieć, w jaki sposób którekolwiek z tych dwóch ograniczeń miałoby zastosowanie do tradycyjnych księży, ponieważ bardzo niewielu z nas (jak podejrzewam) jest waldensami lub monoteletami.
[2] Tradycyjni księża są w każdym razie „posłani” – przez ustawodawcę, który (jak zauważyliśmy w Prawie Kanonicznym i zdrowym rozsądku) pragnie przede wszystkim zbawienia dusz, a także na mocy samego tekstu obrzędu święceń.
[3] „Dlatego apostołów, których wybrał sobie ze świata, Chrystus posłał tak, jak sam został posłany przez Ojca”. W ten sposób chciał, aby w Jego Kościele byli pasterze i nauczyciele aż do skończenia świata”. Sobór Watykański I, Pastor Aeternus, Dz 1821.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz