wtorek, 23 lutego 2021

Czy możemy odrzucić Nauczanie Magisterium, jeśli nie wierzono w nie zawsze, wszędzie i przez wszystkich?

 

Czy możemy odrzucić Nauczanie Magisterium, jeśli nie wierzono w nie zawsze, wszędzie i przez wszystkich?

1 lutego 2021 r

 

Obalamy popularny mit ruchu oporu…

 

Prawdziwe znaczenie Kanonu św. Wincentego z Lérins

„Katolicyzm kafeteryjny” to trafna etykieta często używana do opisania stanowiska zajmowanego przez jawnych modernistów i innych pseudokatolickich liberałów (zwłaszcza polityków), którzy lubią wybierać i wybierać, które nauki Kościoła zaakceptować, a które odrzucić. Zwykle akceptowane są rzeczy postrzegane jako poprawne politycznie, celowe lub po prostu nieszkodliwe (na przykład istnienie Boga, znaczenie i moc modlitwy, wiara w życie pozagrobowe lub znaczenie miłości bliźniego); podczas gdy odrzucane są zazwyczaj te nauki, które są politycznie niepoprawne, obraźliwe dla współczesnego człowieka lub w jakiś sposób niewygodne lub uciążliwe (na przykład konieczność Kościoła Katolickiego dla zbawienia, zakaz kultu z niekatolikami, rzeczywistość wieczności piekła dla zatwardziałych grzeszników lub większość grzechów przeciwko szóstemu i dziewiątemu przykazaniu).

Ale jeśli chodzi o zwolenników tradycyjnego stanowiska „rozpoznaj i oprzyj się” (w tym tak znane postacie jak „Abp”. Carlo Maria Viganò, Taylor Marshall, Peter Kwaśniewski, Steve Skojec, Michael Matt, John Salza, Atila Sinke Guimaraes itd.), którzy chociaż uznają „papieży” po Piusie XII za ważnych i prawowitych, to jednak opierają się ich doktrynalnym herezjom i błędom - lubimy ich nazywać pół-tradycjonalistami, pseudo-tradycjonalistami lub neo-tradycjonalistami - ciekawe jest to, że w istocie nie robią niczego innego niż ich liberalni odpowiednicy: decydują się przyjąć niektóre nauki Kościoła (głównie te od początku do śmierci papieża Piusa XII w 1958 r.), ale nie inne, większość tego, czego nauczano po Piusie XII (tj. nauczanie Soboru Watykańskiego II i posoborowego Magisterium), ci ludzie albo od razu odrzucają, albo akceptują tylko z poważnymi zastrzeżeniami. (Czasami wysuwana jest trzecia alternatywa, a mianowicie, że nie było żadnej dostrzegalnej treści doktrynalnej wydanej w trakcie lub po Vaticanum II, do której można by się zobowiązać lub nie stosować - ale tak nie jest).

https://novusordowatch.org/2021/01/christian-unity-without-catholicism/

Oczywiście pół-tradycjonaliści nie odrzucają Soboru Watykańskiego II i posoborowego nauczania bez jakiejś próby uzasadnienia ich oporu. W żadnym wypadku nie wierzą, że jadą na tym samym wózku, co ich liberalno-modernistyczni odpowiednicy, ponieważ ich deklarowanym powodem sprzeciwu wobec nauczania kościoła Novus Ordo jest to, że nie jest ono zgodne z tradycją Katolicką, ale w rzeczywistości jej zaprzecza. Dlatego nazywają siebie tradycjonalistami, ponieważ podtrzymują - tak sobie myślą - Tradycję Kościoła.

Ale czy naprawdę?

O ile ich motyw - powstrzymanie siebie i innych przed zarażeniem herezją lub świecką nowością - jest ewidentnie szlachetny i pod tym względem wyraźnie odróżniliby się od swoich liberalnych odpowiedników, to jednak ich działanie ma ten sam charakter, co otwartych liberałów: Odmawiają akceptacji lub przestrzegania tego, co jest im narzucone w zakresie nauczania, kultu i / lub dyscypliny przez instytucję, którą uważają za Kościół Katolicki Pana naszego Jezusa Chrystusa.

Na poparcie swojego stanowiska Resistersi wyobrażają sobie, że mają przyjaciela w osobie św. Wincentego z Lerins, mnicha z V wieku i autora słynnego traktatu broniącego wiary Katolickiej przed heretyckimi nowościami. Jego dzieło, napisane w 434 r. pod pseudonimem Peregrinus, jest znane jako Commonitorium Against Hereresies, a jego podtytuł brzmi: „O starożytności i powszechności wiary Katolickiej przeciwko profanum nowości wszelkich herezji”. W tej pracy św. Wincenty przedstawia tak zwany „Kanon Wincentyński” („kanon” oznaczający „regułę”), formułę, która służy jako miara ortodoksji w czasie doktrynalnych kontrowersji. Kiedy pojawia się spór o jakąś konkretną opinię teologiczną, która nie została jeszcze rozstrzygnięta przez Kościół, zastosowanie Kanonu św. Wincentego gwarantuje, że będzie się można bezpiecznie trzymać prawdziwej doktryny i nie dać się zwieść.

https://romeward.com/10476352007/commonitorium-against-heresies

Kanon ten można znaleźć w kilku miejscach w Commonitorium świętego (patrz rozdziały 2-4, 27 i 29), ale zacytujemy tylko dwie najjaśniejsze i najbardziej wnikliwe perykopy:

[Z rozdziału 2]

W samym również Kościele katolickim na to najwięcej baczyć potrzeba, by trzymać się tego, co wszędzie, co zawsze, co przez wszystkich wierzono. To bowiem prawdziwie i właściwie jest katolickim, jak nazwa sama i sam rozum wskazuje, który wszystko prawie obejmuje powszechnie. A stanie się to, gdy będziemy się trzymali powszechności, starożytności i zgody. Trzymać się będziemy powszechności wówczas, jeśli tę jedną wiarę za prawdziwą uznajemy, którą cały po wszystkim świecie Kościół wyznaje; starożytności znowu, jeśli żadną miarą nie odstępujemy od tego rozumienia, o którym jawną jest rzeczą, iż się go trzymali święci przodkowie i ojcowie nasi; zgody zaś, – jeśli w samej starożytności przestrzegamy zdań i rozumienia wszystkich lub prawie wszystkich kapłanów i nauczycieli kościelnych.…

[Z rozdziału 29]

Mówiliśmy także, że w samym znowu Kościele powszechności razem i starożytności zgody szukać potrzeba, abyśmy od całkowitej jedności nie oderwali się do części odszczepieństwa, albo odłączeni od dawności religii nie pogrążyli się w nowości kacerstwa. Mówiliśmy jeszcze, że w samejże Kościoła dawności dwa niejakie prawidła pilnie i starannie zachować potrzeba, do których zupełnie przylgnąć powinni, co kacerzami nie chcieliby zostać. Pierwsze: jeżeli co jest w starożytności przez wszystkich biskupów Kościoła katolickiego powagą Soboru powszechnego ustanowione. Drugie: jeżeliby nowa jaka powstała sprzeczka, o której by tam nie było mowy, udawać się potrzeba do zdań Ojców świętych i to tych jedynie, z których każdy w swoim czasie i miejscu, a wszyscy w jedności uczestnictwa i wiary trwając, wiarogodnymi stali się mistrzami; gdy się zaś coś trafi, co oni jednym rozumieniem i zgodnością utrzymywali, wtedy należy uważać bez żadnej wątpliwości, iż to jest w Kościele prawdziwym i powszechnym.

(Św. Wincenty z Lerins, Commonitorium [Sainte Croix du Mont: Tradibooks, 2008], s. 18, 146; podkreślenie dodane).

Kanon św. Wincentego utrzymuje więc, że trzy kryteria mogą ustalić ortodoksję i Katolickość nauczania, czyniąc je całkowicie bezpiecznymi: nauczano i wierzono „zawsze i wszędzie i przez wszystkich” (quod semper, quod ubique , quod ab omnibus). Właściwie bardziej poprawne jest powiedzenie dwóch, a nie trzech kryteriów, ponieważ „przez wszystkich” jest zawarte zarówno w „zawsze”, jak i „wszędzie”, i rzeczywiście, w rozdziale 29 sam św. Wincenty ogranicza kryteria do dwóch: uniwersalności i starożytności. Uniwersalność odnosi się do doktryny, w którą wierzy się i której naucza się wszędzie, podczas gdy starożytność odnosi się do wiary i nauczania od początku. Inaczej mówiąc, można by powiedzieć, że kryteriami są uniwersalność w przestrzeni i uniwersalność w czasie.

Kluczowe pytanie, które należy teraz zadać, dotyczy tego, czy którykolwiek warunek - uniwersalność w przestrzeni lub uniwersalność w czasie - jest sam w sobie wystarczający, aby pozwolić na bezpieczne przyjęcie doktryny jako Katolickiej, czy też oba warunki muszą być spełnione, a zatem że jeśli doktryna nie przejdzie testu choćby jednego z tych dwóch kryteriów, może lub musi zostać odrzucona.

To tutaj pół-tradycjonaliści poważnie się mylą i, jak zobaczymy, są w złym towarzystwie.

Rzeczywiście, pół-tradycyjni Resistersi utrzymują, że oba kryteria określone przez św. Wincentego muszą być spełnione, aby doktryna mogła być uznana za Katolicką i prawowitą część Magisterium Kościoła: tylko wtedy, gdy doktryna jest uniwersalna w przestrzeni i czasie, tak twierdzą, jest to prawdziwie Katolicka nauka, która obowiązuje wiernych.

Nie można przecenić wagi prawidłowego rozwiązania tej trudności, nie tylko dlatego, że zawsze jesteśmy zobowiązani podporządkować się temu, czego nauczają nasi prawowici pasterze, zwłaszcza gdy istnieje między nimi jednomyślna zgoda, ale także dlatego, że powszechne zwyczajne Magisterium jest nieomylne w sprawach przedstawionych jako objawione przez Boga - nie mniej nieomylne niż uroczyste definicje i wypowiedzi ex cathedra:

Co więcej, przez wiarę Bożą i Katolicką należy wierzyć we wszystko to, co zawiera spisane słowo Boże i tradycja, a także w to, co Kościół proponuje w uroczystym oświadczeniu lub w swojej zwyczajnej i powszechnej mocy nauczania, wierzyć jako objawione przez Boga.

(Sobór Watykański I, Konstytucja dogmatyczna Dei Filius, rozdz. 3; Denz.1792)

Widzimy zatem, że zwykłe Magisterium jest nieomylne, gdy sprawuje się je „powszechnie” - tym bardziej należy rozumieć, czy przez tę „powszechność” rozumie się rozszerzenie w przestrzeni, czy też w czasie.

Przyjrzyjmy się teraz, jak zwolennicy stanowiska „uznaj i opieraj się” odpowiadają na to pytanie:

Pierwszym źródłem, które zacytujemy, jest ks. René Berthod, którego esej z 1980 r. na temat zwyczajnego Magisterium jest cytowany i na nim w dużym stopniu polega Bractwo św. Piusa X i jego zwolennicy.

Podsumowując: zwyczajne Magisterium Kościoła jest nieomylne, gdy jest prawdziwie powszechne (w przestrzeni i w czasie), to znaczy, gdy jest w zgodzie i ciągłości z nauczaniem wiary Kościoła.

(Canon Rene Berthod, „The Infallibility of the Church’s Ordinary Magisterium”, w Pope or Church? [Kansas City, MO: Angelus Press, 2006], s. 61).

Nic dziwnego, że założyciel FSSPX Abp. Marcel Lefebvre również rozpowszechnił ten szkodliwy błąd, czyniąc go podstawową zasadą swojej teologii oporu:

Jakie jest kryterium oceny, czy zwyczajne Magisterium jest nieomylne, czy nie? To wierność całej tradycji. W przypadku braku zgodności z tradycją nie jesteśmy nawet zobowiązani podporządkować się zarządzeniom samego Ojca Świętego. To samo dotyczy Soboru. Kiedy przestrzega tradycji, musi być przestrzegana, ponieważ reprezentuje zwyczajne Magisterium. Jednak w przypadku wprowadzenia środków niezgodnych z tradycją istnieje znacznie większa swoboda wyboru, dlatego nie powinniśmy obawiać się oceny faktów dzisiaj, ponieważ nie możemy pozwolić, by porwała nas fala modernizmu, który naraża naszą wiarę na niebezpieczeństwo i nieświadomie zamień nas w protestantów.

(Abp. Marcel Lefebvre, Un Eveque Parle [Paryż, 1974], s. 170; cyt. w: Michael Davies, Pope John’s Council [Dickinson, TX: Angelus Press, 1977], s. 213).

Można znaleźć ten sam błąd powtórzony przez historyka Kościoła Novus Ordo prof.Roberta de Mattei:

Warunkiem nieomylności Zwyczajnego Powszechnego Magisterium jest to, że dotyczy ono doktryny dotyczącej wiary lub moralności, nauczanej autorytatywnie w powtarzających się deklaracjach Papieży i biskupów, o charakterze niepodważalnym i wiążącym.

Słowo Powszechne nie jest rozumiane w synchronicznym sensie rozszerzenia przestrzeni w określonym okresie historycznym, ale w diachronicznym sensie ciągłości czasu, aby wyrazić konsensus obejmujący wszystkie epoki Kościoła (kard.Joseph Ratzinger, Ilustracyjna uwaga doktrynalna konkluzywnej formuły Professio fidei, 29 czerwca 1998, nota 17).

(Roberto de Mattei, „Synod i zwyczajne Magisterium Kościoła”, Corrispondenza Romana [10 grudnia 2014 r.]; Przetłumaczone przez Francesca Romana dla Rorate Caeli; podkreślenie dodane).

Te cytaty wystarczą. Inne źródła, w których ten błąd jest stwierdzany lub dorozumiany, obejmują Rev. Chad Ripperger, The Binding Force of Tradition (Sensus Traditionis Press, 2013), str. 20, 30n .; John Salza i Robert Siscoe, True or False Pope? (Winona, MN: STAS, 2015), s. 449–457; Romano Amerio, Iota Unum: A Study of Changes in the Catholic Church in the XXth Century, wyd. 2, tłum. przez ks. John P. Parsons (Sarto House, 1996), str. 711-712; oraz Christopher A. Ferrara i Thomas E. Woods, Jr., The Great Facade (Wyoming, MN: The Remnant Press, 2002), str. 39.

Jest więc jasne, że Resistersi bardzo mocno trzymają się i propagują ideę, że jeśli starożytność (powszechność w czasie) nie zostanie odnaleziona dla określonej doktryny zaproponowanej przez Katolickie Magisterium, to Katolik może - często nawet jest zobowiązany - odrzucić to. Powód, dla którego buntownicy są przywiązani do tego błędu, jest jasny - jest to niezbędna podstawa, która legitymizuje całe ich teologiczne stanowisko, zgodnie z którym uznają antypapieży Soboru Watykańskiego II za prawdziwych, przy jednoczesnym uwolnieniu się od niewygodnego ciężaru konieczności podporządkowania się ich nauce. Jak zauważył pisarz John Lane: „… możliwość zredukowania zwyczajnego Magisterium do„ tego, czego nauczano zawsze, wszędzie i przez wszystkich ”, jest niezwykle atrakcyjna, jeśli próbuje się bronić soborowych autorytetów jako hierarchii Kościoła Katolickiego ”( “Concerning an SSPX Dossier on Sedevacantism”, str. 74).

https://novusordowatch.org/wp-content/uploads/sspx_dossier_sede.pdf

Po ustaleniu, że Kanon św. Wincentego dopuszcza więcej niż jedną interpretację prima facie i że neotradycjonaliści jasno wybrali interpretację, która odpowiada ich stanowisku oporu, pozostaje nam teraz udowodnić nasze stanowisko, a mianowicie, że podana reguła św. Wincentego utrzymuje, że każdy  z warunków - powszechność w przestrzeni lub w czasie - wystarczy, aby uczynić doktrynę Katolicką i częścią powszechnego zwyczajnego (a zatem nieomylnego) Magisterium.

Jak zwykle nie prosimy nikogo, aby uwierzył nam na słowo. O prawdziwym znaczeniu reguły ustanowionej przez św. Wincentego z Lerins pisał wybitny kardynał Johannes B. Franzelin w swoim wielkim, erudycyjnym dziele De Divina Traditione et Scriptura, opublikowanym w Rzymie w 1875 r. (Wydanym w języku angielskim w 2016 r. Jako On Divine Tradition). Udostępniamy łaciński oryginał oraz angielskie tłumaczenie Tezy XXIV studium kardynała Franzelina w następującym pliku:

„Prawdziwy sens Kanonu Wincentyńskiego”

przez kardynała Johanna Baptista Franzelina, S.J.

https://novusordowatch.org/wp-content/uploads/franzelin-vincentian-canon.pdf

(Kliknij, aby pobrać / Format PDF)

Angielskie tłumaczenie autorstwa prof. C. A. Heurtleya, D.D., pochodzi z dwujęzycznego łacińsko-angielskiego wydania Commonitorium Against Heresies św. Wincentego z Lerins (Sainte Croix du Mont: Tradibooks, 2008), str. 166-173. Otrzymaliśmy łaciński oryginał, który załączyliśmy jako część pliku PDF do pobrania, do którego link znajduje się powyżej, z biblioteki teologicznej, ale tutaj dostępna jest bezpłatna kopia elektroniczna.

https://books.google.com/books?id=IKBAAAAAcAAJ&dq=editions%3AXyAcgdjUBTcC&pg=PA262#v=onepage&q&f=false

W tym traktacie, który mamy nadzieję, że wszyscy przeczytają, Jego Eminencja wyjaśnia, że ​​prawdziwym sensem Kanonu Wincentyńskiego jest to, że apostolskość doktryny jest dostatecznie ugruntowana albo przez jej starożytność, albo przez jej powszechny konsensus w całym Kościele w dowolnym momencie. Jest to oczywiste, wyjaśnia kardynał, z samych słów św. Wincentego w ich bezpośrednim kontekście, ale także w świetle studium całego Commonitorium.

Można przypuszczać, że nie zabraknie teraz wielu osób, które sprzeciwiają się: „Ale to tylko opinia kardynała Franzelina!” Na co odpowiadamy, po pierwsze, że nie jest to po prostu „opinia” kardynała Franzelina, co zostanie za chwilę wykazane; a po drugie, nawet gdyby była to tylko jego opinia, to wypadałoby nam wszystkim - nam, powiedzmy, trochę mniej wykształconym w świętej teologii niż kardynał Franzelin - trzymać się jego opinii, a nie naszej. Dzieła kardynała Franzelina były wykorzystywane w edukacji kapłanów na Rzymskich Uniwersytetach Papieskich - nie można tego powiedzieć o książkach abp. Lefebvrea, Michaela Daviesa, Taylora Marshalla, Petera Kwaśniewskiego czy Johna Salzy.

Ale oczywiście austriacki kardynał - jezuita nie jest osamotniony w swoim prawidłowym rozumieniu Kanonu Wincentyńskiego. Mgr. Gerard van Noort, pisząc w swoim trzecim tomie o teologii dogmatycznej, również tak przedstawia zapis reguły św. Wincentego - i zauważa, że ​​ludzie, którzy w przeszłości interpretowali ją w tym samym restrykcyjnym sensie, jak robią to obecnie Resistersi, heretycy starokatoliccy w XIX wieku, którzy odrzucili Sobór Watykański I (1869-70):

Scholion. Teologiczna wartość pomników tradycji w ogóle. Kanon św. Wincentego.

1. Na podstawie powyższych uwag łatwo jest rozwiązać kwestię wartości zabytków starożytnych [= Wyznania wiary, uroczyste definicje, księgi liturgiczne, pisma teologów itp. - zob. 162] jako całości w celu identyfikacji prawdziwej tradycji. Ich wartość jest proporcjonalna do przedstawionego przez nich dowodu na to, że w jakimś czasie Magisterium Kościoła było moralnie jednomyślne co do jakiejś objawionej doktryny. Stanowią zatem nieodparty argument, (a) ilekroć składają świadectwo o uroczystej definicji nieomylnego Urzędu Nauczycielskiego dotyczącej objawionej prawdy; (b) ilekroć dostarczą pewnego dowodu na moralnie powszechną zgodę ogólnoświatowego Magisterium w sprawie objawionej doktryny. Aby zabezpieczyć ten efekt, wystarczy czasami mieć pomniki, których może być niewiele, ale które są znane, ze względu na szczególne okoliczności, jako reprezentacja wiary Kościoła powszechnego.

Z drugiej strony, gdy dostępne pomniki nie mają wystarczającej wagi, aby udowodnić zgodność starożytności, lub gdy pozytywnie pokazują, że kiedyś tego porozumienia nie było, nie można od razu przeskoczyć do wniosku, że doktryna ta nie należy do Tradycji apostolskiej. W pierwszym przypadku mogło dojść do dość wyraźnej i jasnej umowy bez udowodnienia jej w dokumentach pisemnych, ponieważ nie wszystko znalazło się na piśmie i nie wszystko, co kiedykolwiek zostało napisane, zostało zachowane. Jeśli chodzi o drugi przypadek, należy zwrócić uwagę, że nie wszystko, co formalnie zawiera Tradycja apostolska, było zawsze jasno i wyraźnie nauczane w Kościele. Nastąpił bardzo rzeczywisty postęp w poznawaniu i formułowaniu Chrześcijańskiego objawienia, kwestia ta zostanie wyraźnie podjęta w Traktacie o wierze. Ponownie, pełne wyjaśnienie spraw zawartych w depozycie Objawienia, tylko raczej niejasno lub pośrednio, nie jest zwykle wypracowywane bez dyskusji, a dyskusja taka może czasami trwać dość długo. W przypadku prawd takich jak ta jedynym pewnym i niezawodnym kryterium Tradycji jest stopniowo rosnąca i wreszcie doskonale harmonijna zgoda żywego Urzędu Nauczycielskiego, któremu obiecano Ducha Świętego nie tylko w celu zapewnienia materialnej ochrony, ale także wyjaśnienia Tradycji. A zatem starodawne dokumenty są cenne o tyle, o ile pokazują, że bujne drzewo dzisiejszej wiary wyrosło do obecnego stanu, pod czułą opieką upoważnionych ogrodników, z nasion starożytnej wiary.

2. W świetle powyższego należy wydać orzeczenie w sprawie kanonu sporządzonego przez Wincentego Leryńskiego (434 r.ne), który stał się przedmiotem wielu nadużyć ze strony naszych przeciwników, zwłaszcza w czasie Soboru Watykańskiego. Kanon brzmi następująco: „Należy bardzo uważać, abyśmy trzymali się tego, w co wierzyli wszędzie, zawsze i przez wszystkich, ponieważ jest to prawdziwie i właściwie Katolickie”. Intencją Wincentego było danie osobom prywatnym kryterium rozpoznania prawdy w przypadku sporu, który właśnie powstał i nie został jeszcze uroczyście rozstrzygnięty przez Magisterium.

Ogłosił następujące zasady: (a) jeśli tylko nieliczni się nie zgadzają, należy kierować się moralnie jednomyślną zgodą Kościołów, wyrażoną obecnie: „zgodą całości”; ale (b) jeśli całkiem nieliczni się z tym nie zgadzają (tak, że w obecnym czasie nie można dostrzec żadnej moralnie jednomyślnej zgody), należy przyjąć porozumienie, które zostało osiągnięte przed powstaniem kontrowersji: „zgodę starożytności”.

Otóż ​​ta praktyczna reguła, chociaż czasami jest trudna do zastosowania, jest całkiem słuszna w sensie twierdzącym: jeśli zgoda na ujawnioną doktrynę istnieje obecnie lub istniała wcześniej, z pewnością należy jej przestrzegać. Nie jest to jednak ważne w sensie wyłącznym: nie jest wcześniej niemożliwe posiadanie „prawdziwie i właściwie Katolickiej”, tj. Objawionej doktryny, co do której wyraźna zgoda nie istnieje obecnie i nie istniała wcześniej. Sam św. Wincenty z pewnością nie chciał, aby jego kanon był traktowany tylko w sensie wyłącznym, ponieważ w tym samym dziele wyraźnie uznaje, a wręcz wysoko ocenia rozwój wiary, poprzez coraz wyraźniejsze i klarowne nauczanie odwiecznej prawdy.

Należy ponadto zauważyć, że Wincenty nie rozumiał swego kanonu, nawet w sensie twierdzącym, jako wymagającego absolutnie jednomyślnej zgody, a tym bardziej nie proponował go jako normy akceptacji lub odrzucenia doktrynalnych decyzji żywego Magisterium. Każde odwołanie się do jego autorytetu ze strony sekty starokatolickiej jest zatem błędne i bezcelowe.

Może się oczywiście wydawać zaskakujące, że św. Wincenty nie skierował swoich czytelników do wyroku rzymskiego Papieża. Ale trzeba przede wszystkim pamiętać, że miał do czynienia ze sprawą nowego sporu, co do którego nie zapadła jeszcze żadna uroczysta decyzja. Przypomnijmy też, że w tamtym czasie doktryna o nieomylności Papieża rzymskiego nie otrzymała jeszcze pełnego i błyskotliwego opracowania naukowego, jakie miały nadać jej późniejsze wieki. Dzisiejsi Katolicy dobrze wiedzą, że ten przywilej należy do samego Papieża jako odrębny (ale nie oddzielony) od kolegium biskupiego; ale ci w młodszym wieku byli bardziej skłonni brać pod uwagę  Najwyższego Papieża, ponieważ jest on połączony z ciałem biskupim. W dużej mierze jest to kwestia nacisku.

(Mgr. G. van Noort, Dogmatic Theology III: The Sources of Revelation [Westminster, MD: The Newman Press, 1961], s. 163-166; nn. 159-160; podano kursywy; usunięto przypisy; dodano podkreślenie; dostępne częściowo online tutaj.)

http://www.catholicapologetics.info/apologetics/general/sources.htm

Widzimy więc, że van Noort całkowicie zgadza się z kardynałem Franzelinem, a nawet dodaje, że to tak zwani starokatolicy posługiwali się tą samą fałszywą interpretacją Kanonu św. Wincentego, jaką używają dziś półtradycjonalni Resistersi - tylko różnica jest taka, że starokatolicy używali go do odrzucenia Soboru Watykańskiego I i nieomylności Papieża, podczas gdy Resistersi używali go do odrzucenia Soboru Watykańskiego II i nauczania posoborowego!

Nie wierzysz? Przeprowadziliśmy pewne badania i stwierdziliśmy, że najwybitniejszy starokatolicki, heretycki i schizmatyk Johann Joseph Ignaz von Döllinger (1799-1890) - ekskomunikowany w 1871 roku - używał Kanonu Wincentyńskiego dokładnie w taki sposób, w jaki używają go dziś półtradycjonaliści, czyli jako wymaganie, aby Kościół mógł prawnie nauczać tylko tego, czego już nauczono „zawsze, wszędzie, przez wszystkich”. Przedstawia ten argument w pracy, którą napisał pod pseudonimem „Janus”, zatytułowanej The Pope and the Council (patrz str. 46, 89 książki The Pope and the Council, wyd. 2 [New York: Scriber, Welford and Co. , 1869]). Celowo nie podajemy linków do tego źródła, ponieważ książka została umieszczona w Indeksie Książek Zakazanych przez Stolicę Apostolską i nie wolno jej czytać Katolikom bez specjalnej dyspensy. Udostępniamy odniesienie do tej książki wraz z dokładnymi informacjami dotyczącymi cytowania tylko w celu udowodnienia naszego roszczenia - a nie w celu zachęcania nikogo do zapoznania się z tą zabronioną pracą.

https://www.newadvent.org/cathen/07721a.htm

Książka Dollingera została rok później obalona przez Anti-Janus: An Historico-Theological Criticism of the Work kardynała Josepha Hergenrothera zatytułowany „Papież i sobór”. Na str. 250 Hergenrother odnosi się do wykorzystania przez Dollingera Kanonu Wincentyńskiego i stwierdza: „Kanon Wincentego Leryńskiego nie jest jedynie do zrozumienia tego, w co należy wierzyć; on, podobnie jak inni autorzy kościelni, wyraźnie zakłada postęp nawet w sprawach wiary ”.

Jest to kluczowa kwestia, ponieważ ani kardynał Franzelin, ani Mgr. van Noort, ani też my nie twierdzimy, że Katolickie Magisterium może nauczać jakiejkolwiek doktryny, która może uderzyć w wyobraźnię Papieża lub biskupów. Oczywiście doktryna musi być zawarta w starożytnym Depozycie Wiary powierzonym przez naszego Pana Jezusa Chrystusa Swoim świętym Apostołom. Ale to, czy jest to część depozytu wiary, czy nie, nie zależy od każdego wierzącego  po fakcie (a posteriori). Raczej to, czego nauczają, ma boską gwarancję, że będzie częścią depozytu wiary (jeśli jest nieomylne) lub przynajmniej jest z nim zgodne (jeśli nie jest nieomylne).

Możemy zatem powiedzieć, że powszechność w czasie nie jest kryterium a posteriori, które można zastosować do nauczania Magisterium przez każdego poszczególnego Katolika po ogłoszeniu takiej nauki, co uczyniłoby nasze prywatne (i całkiem omylne!) ustalenie, że znajduje się ono w depozycie wiary w stanie, od którego zależy nasza akceptacja wspomnianej doktryny. Zgodność z Tradycją jest raczej efektem doktryny nauczanej obecnie powszechnie w przestrzeni („wszędzie… przez wszystkich”).

Oceniając, czy należy przyjąć doktrynę przedstawioną przez prawowitą Katolicką hierarchię w jedności z Papieżem, trudno jest postawić jako warunek treść doktryny, gdyż wymagałoby to okrężnego rozumowania. Wymagałoby to od nas poznania prawdy niezależnie od prawowitego Katolickiego autorytetu nauczycielskiego - nie wspominając o tym, że  z wyprzedzeniem. Stanowisko zajęte przez Resistersów sprowadza Magisterium Kościoła do bycia niczym więcej niż organem powtarzania tego, co już jest znane, obdarzonym bezużyteczną pseudo-nieomylnością, którą cieszy się za każdym razem, gdy coś jest ogłaszane, czyli no cóż, poprawne. Ale tym rodzajem „autorytetu” i „nieomylności” cieszy się każdy, nawet protestanci, poganie i ateiści - w końcu, zgodnie z półtradycyjnym rozumieniem rzeczy, ci ludzie również są nieomylni i muszą być wysłuchani, kiedy to, co oni mówią jest poprawne, czyż nie?

Ten punkt jest bardzo dobrze wyjaśniony we wnikliwym przemówieniu ks. Gabriel Laveryego, który porusza całą kontrowersję dotyczącą Kanonu Wincentyńskiego i cytuje jeszcze więcej źródeł niż mamy tutaj, które potwierdzają stanowisko kard. Franzelina i Mgr. van Noorta. Ponadto pięknie wyjaśnia dziecięcą ufność i zaufanie, jakie Katolik może i musi mieć w prawdziwym Kościele:

„Zwyczajne Magisterium i nabożeństwo do Papieża”

przez ks. Gabriel Lavery, CMRI

http://traditionalcatholicsermons.org/MiscArchives/FrLav_TheOrdinaryMagisteriumAndDevotionToThePope_FatimaConference_2011.mp3

(Kliknij, aby pobrać lub przesłać strumieniowo / mp3)

Wykład ten został wygłoszony w 2011 roku na dorocznej Konferencji Fatimskiej, której gospodarzem byli sedewakantyści w Mount Saint Michael w Spokane w stanie Waszyngton. Mamy nadzieję, że wszyscy nasi czytelnicy posłuchają tego bardzo satysfakcjonującego nagrania, które jest tutaj dostępne bezpłatnie dzięki uprzejmości http://traditionalcatholicsermons.org/.

Jak pokazaliśmy, pół-tradycjonaliści pojmują rzeczy całkowicie na opak. Kościół gwarantuje, że jeśli wszyscy biskupi rozsiani po całym świecie w jedności z Papieżem nauczają czegoś tak samo objawionego przez Boga dzisiaj, to jest to nie tylko wiążące, ale nawet nieomylne, i jest z konieczności częścią Depozytu Wiary. Oznacza to, że rzeczywiście wcześniej w to wierzono i nauczano, chociaż niekoniecznie bezpośrednio, ale być może jedynie domyślnie.

Wiemy, że takie nauczanie jest zawarte w Depozycie Wiary, ponieważ biskupi nauczają go w jedności z Papieżem w dowolnym momencie. Tak działa Kościół - jest to Kościół, który nasz Pan ustanowił jako bezpieczny i nieomylny przewodnik dla naszych dusz, „filar i podstawę prawdy” (1 Tm 3:15), „abyśmy odtąd nie byli już dziećmi miotanymi tam i z powrotem, niesionymi z każdym powiewem nauki przez niegodziwość ludzi, przez przebiegłość, przez którą czyhają, aby nas oszukać ”(Ef 4,14).

Nie wierz nam na słowo - przeczytaj to sam w naukach Papieży. Na przykład:

Jeżeli zaś teraz mamy pociągnąć granice owego poddania woli, to niechaj nikt nie sądzi, że Pasterzom Kościoła, a zwłaszcza rzymskiemu Papieżowi należy być posłusznym jedynie tylko co do spraw należących do prawd wiary, których odrzucanie jest kacerstwem. Nie byłoby nawet i to wystarczającym, gdyby kto tylko i na te nauki całkowicie się godził, których jeszcze nie zatwierdzono uroczystym wyrokiem, ale które jako objawienie Boskie przedstawia nauka Kościoła, o których Sobór Watykański mówi, że muszą zostać utrzymane "w wierze Boskiej i katolickiej" . Prócz tego wszystkiego bowiem jest to obowiązkiem chrześcijan, aby się w ogóle dali pouczać i prowadzić przez Biskupów, a zwłaszcza przez rzymskiego Papieża.

Rzecz sama mówi za siebie, że chodzi tu o coś zupełnie naturalnego. To bowiem, co zawiera objawienie Boskie, dotyczy częścią Boga, częścią ludzi, częścią zaś rzeczy koniecznych ku wiecznemu zbawieniu ludzkości. Kościół wydaje rozporządzenia według prawa Boskiego tak w materiach wiary, jak i co do tego, co mamy czynić w ogóle, a rzymski Papież odnośnie rozporządzenia wydaje dla całego Kościoła.

Dlatego też musi być przedstawionym powadze i uznaniu Papieża, co zawiera właściwie objawienie Boskie, które z nauk są z nim w zgodzie, a które od niego odstępują; Papież też jedynie może wykazać, co jest dozwolonym, a co niedozwolonym; co mamy czynić, a czego czynić nie wolno, jeżeli pragniemy dostąpić wiecznego zbawienia; inaczej Papież nie mógłby dla ludzi być niewątpliwym i pewnym tłumaczem słowa Bożego, nie mógłby on też być dla nich wytrawnym przewodnikiem w wędrówce doczesnego życia.

(Papież Leon XIII, Encyklika Sapientiae Christianae, 24; podkreślenie dodane).

[…]Żeby zatem nie jakieś zmyślone ani zniekształcone prawo, lecz prawdziwe i istotne prawa Bożego poznanie oświeciło umysły i kierowało obyczajami, do uległości i ochotnego posłuszeństwa wobec Boga trzeba dodać pokorne posłuszeństwo także wobec Kościoła. Sam bowiem Chrystus Pan ustanowił Kościół nauczycielem prawdy także w tych sprawach, które odnoszą się do ujęcia i uporządkowania obyczajów, chociaż dużo w tych sprawach i ludzkiemu rozumowi jest dostępne.  

[Bóg] ustanowił Kościół strażnikiem i nauczycielem całej prawdy o religii i postępowaniu moralnym; Dlatego wierni powinni okazywać jej posłuszeństwo i poddawać swe umysły i serca, aby pozostać nienaruszonymi i wolnymi od błędów i zepsucia moralnego, i aby nie pozbawiać się pomocy udzielonej przez Boga z tak hojną łaskawością, powinni okazujcie to posłuszeństwo nie tylko wtedy, gdy Kościół coś określa w uroczystym osądzie, ale także, we właściwej proporcji, kiedy konstytucje i dekrety Stolicy Apostolskiej zapowiadają i potępiają opinie jako niebezpieczne lub zniekształcone.

Dlatego też wierni niech się wystrzegają przecenionej niezależności prywatnego osądu i fałszywej autonomii ludzkiego rozumu. Jest bowiem zupełnie obce każdemu, kto nosi imię chrześcijanina, ufać własnym władzom umysłowym z taką dumą, że zgadza się tylko z tym, co może zbadać z ich wewnętrznej natury i wyobrażać sobie, że Kościół posłany przez Boga, aby nauczał i kieruje wszystkimi narodami, nie jest zaznajomiony z obecnymi sprawami i okolicznościami; lub nawet, że muszą być posłuszni tylko w tych sprawach, które postanowiła z uroczystą definicją, tak jakby jej inne decyzje mogły być uznane za fałszywe lub nie przedstawiają wystarczających motywów dla prawdy i uczciwości. Wręcz przeciwnie, cechą charakterystyczną wszystkich prawdziwych naśladowców Chrystusa, literowanych lub nieliterowanych, jest cierpienie, by we wszystkim, co dotyczy wiary lub moralności, kierował się i prowadził Święty Kościół Boży za pośrednictwem jego Najwyższego Pasterza, Biskupa Rzymu, który sam jest prowadzony przez Jezusa Chrystusa, naszego Pana.

(Papież Pius XI, Encyklika Casti Connubii, nn. 103-104; podkreślenie dodane).

Obecnie ludzie są skłonni wierzyć, że Kościół może zobowiązać nas do przestrzegania jego nauczania tylko na podstawie faktu (i do tego stopnia), że gwarantuje ono, iż jest ono wolne od błędów, tak więc prawda, pozornie rozpoznawana prywatnie i uzyskana od źródeł trzecich staje się jedynym kryterium. Ale taka idea całkowicie obala autorytet nauczycielski Kościoła, ponieważ twierdzenie, że nauczyciel może zmusić swoich uczniów do zaakceptowania tego, czego naucza że jest prawdą, to powiedzieć, że nauczyciel, jako nauczyciel, nie ma żadnego autorytetu - obowiązek przyjęcia nauczania wynikałby wówczas z samego nauczania, a nie z nauczyciela.

Ale nasz Pan ustanowił nie tylko nauczanie, jak chcieliby protestanci, ale także nauczyciela, a nie byle jakiego nauczyciela - ustanowił dla nas Kościół z prawdziwym urzędem nauczycielskim, który jest czasami nieomylny, czasami nieomylny, ale zawsze autorytatywny i wiążący, co oznacza, że ​​nakazuje naszą zgodę, niekoniecznie na mocy wiary lub nieomylności, ale zawsze przynajmniej na mocy jego statusu jako wyznaczonego przez Boga Nauczyciela, któremu każdy członek Kościoła musi być posłuszny i któremu każdy z nas ma obowiązek poddać swój rozum i wolę.

Canon George Smith podkreśla to dość przekonująco:

Myślę, że ważne jest, aby rozróżnić dwa aspekty autorytetu nauczania. Można go uważać za autorytet in dicendo lub autorytet in jubendo, to znaczy jako autorytet, który nakazuje intelektualne przyzwolenie lub jako władzę, która wymaga posłuszeństwa; a te dwa aspekty nie są w żadnym wypadku nierozłączne. Mogę sobie wyobrazić autorytet, który stanowi wystarczający motyw do wyrażenia zgody, nie będąc jednak w stanie narzucić wiary jako obowiązku moralnego. Profesor jakiegoś przedmiotu, którego jestem ignorantem (wyznaję – jest to astronomia) - może mi powiedzieć cudowne rzeczy o gwiazdach. O ile mi wiadomo, może on być wiodącym autorytetem - praktycznie nieomylnym - w swoim własnym przedmiocie; ale nie muszę mu wierzyć. Mogę być głupi, mogę być sceptyczny; ale profesor nie ma nade mną takiej władzy, która sprawia, że ​​moim obowiązkiem jest przyjąć jego słowo. Z drugiej strony uczeń, który sprzeciwia się, nawet wewnętrznie, temu, co mówi mu jego nauczyciel, jest nieznośnie zarozumiały, a jeśli otwarcie się nie zgadza, jest nieposłuszny i zasługuje na karę. Z racji swojej pozycji autorytatywnego nauczyciela, nauczyciel ma prawo żądać posłusznej zgody swoich uczniów; nie tylko dlatego, że prawdopodobnie wie więcej na ten temat niż ci, nad którymi jest postawiony - może być niekompetentny - ale dlatego, że został upoważniony przez uprawnioną władzę do nauczania ich.

Jednak nie przesadzajmy. Ad impossibile nemo tenetur. Ludzki umysł nie może przyjąć twierdzeń absurdalnych ani nie może być do tego zobowiązany. Umysł może przyjąć stwierdzenie tylko pod warunkiem, że jest wiarygodne: nie zawiera ewidentnej sprzeczności, a osoba, która ręczy za jego prawdziwość, jest znana z wiedzy i prawdziwości, które czynią je godnym zaufania; a w przypadku braku takich warunków obowiązek przyjmowania tego stwierdzenia ustaje. Z drugiej strony, gdy istnieje prawomocnie ustanowiony autorytet nauczycielski, ich braku nie można lekko zakładać. Wręcz przeciwnie, posłuszeństwo władzy (uważane za autorytet in jubendo) będzie predysponowało do założenia, że ​​są one obecne.

Zwracając się teraz do Kościoła i wciąż pamiętając o tym rozróżnieniu, stajemy przed instytucją, której Chrystus, Słowo Wcielone, powierzył zadanie nauczania wszystkich ludzi: „Idźcie więc wy, uczcie wszystkie narody ... uczcie je przestrzegać wszystkiego cokolwiek wam przykazałem ”[Mt 28: 19-20]. Na tym właśnie polega obowiązek wiary w to, czego naucza Kościół. Kościół posiada boskie upoważnienie do nauczania, stąd wierni mają moralny obowiązek wierzenia, który ostatecznie opiera się nie na nieomylności Kościoła, ale na suwerennym prawie Boga do uległości i intelektualnego posłuszeństwa (rationabile obsequium)  Jego stworzeń: „Kto uwierzy… będzie zbawiony, a kto nie uwierzy, będzie potępiony” [Mk 16:16]. Jest to dane od Boga prawo Kościoła do nauczania, a zatem obowiązkiem wiernych jest wierzyć.

Ale wiara, jakkolwiek obowiązkowa, jest możliwa tylko pod warunkiem zagwarantowania, że ​​proponowane nauczanie jest wiarygodne. Dlatego też Chrystus dodał do swego zadania, aby nauczać obietnicy Boskiej pomocy: „Oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni aż do skończenia świata” [Mt 28,20]. Ta boska pomoc oznacza, że ​​w każdym razie w jakiejś dziedzinie Kościół naucza nieomylnie; w konsekwencji, przynajmniej w tych granicach, wiarygodność jej nauczania nie podlega dyskusji. Kiedy Kościół naucza nieomylnie, wierni wiedzą, że to, czego naucza, należy bezpośrednio lub pośrednio do depositum fidei powierzonego mu przez Chrystusa; w ten sposób ich wiara zostaje oparta, bezpośrednio lub pośrednio, na boskim autorytecie. Ale nieomylność Kościoła, właśnie jako taka, nie czyni wiary obowiązkową. To sprawia, że ​​jej nauczanie jest bosko wiarygodne. To, co sprawia, że ​​wiara jest obowiązkowa, to jej boskie zlecenie nauczania.

(Canon George Smith, „Must I Believe It?”, The Clergy Review, tom 9 [kwiecień 1935], str. 296-309; podkreślenie dodane).

Z powodu poważnych błędów rozpowszechnianych przez Resistersów w naszych czasach, wielu, którzy uważają się za prawdziwych i tradycyjnych Katolików, straciło z oczu fakt, że prawdziwy Kościół Katolicki, ten ustanowiony przez naszego Błogosławionego Pana, jest piękny - „nie mając ubytku  ani zmarszczki, ani nic podobnego ”, ale jest „święty i bez skazy ”(Ef 5:27). Ona (Kościół po angielsku ma formę żeńską – przyp. tłum.)  jest Jego Oblubienicą, niepokalaną, całkowicie godną zaufania, zawsze bezpiecznie prowadzącą swoje dzieci do ich wiecznego domu. W tym celu cieszy się „doskonałą i wieczną odpornością (…) na błąd i herezję” (Papież Pius XI, Encyklika Quas primas, 22).

Nie trzeba dodawać, że opis ten oczywiście nie pasuje do kościoła Vaticanum II i żaden półtradycjonalista nie traktuje w ten sposób instytucji Novus Ordo.

Ale załóżmy na chwilę, że Resistersi słusznie traktują znamię starożytności jako samoweryfikujący się warunek nieomylności, a nawet wiążącej nauki Kościoła, a z dala od tego, na którą pozytywną weryfikację każdemu Katolikowi wolno zawiesić zgodę, dopóki ktoś nie przekona go inaczej. A co wtedy? Jak wyobrażają sobie działanie tego scenariusza w praktyce?

Pomyśl o przeciętnym Katolickim rolniku, robotniku dziennym, żołnierzu lub stolarzu w roku 1628. Otrzymuje instrukcje wiary Katolickiej z zatwierdzonego katechizmu w swojej diecezji, zazwyczaj za pośrednictwem swojego proboszcza. Skąd on wie, że to, czego go uczono - na przykład konieczność rzeczywistej łaski, aby jakakolwiek praca była nadnaturalnie zasłużona - było zawsze nauczane wcześniej? Skąd miałby wiedzieć? Czy oczekuje się od niego, że zawiesi utrzymywanie swojej rodziny i poświęci swój czas na kształcenie się, być może najpierw w czytaniu i pisaniu w ogóle, a następnie nauce łaciny, a następnie studiowaniu historii Kościoła i starożytnych Ojców oraz wszystkich dokumentów Magisterium, których prawdopodobnie nigdzie nie ma blisko niego, a w każdym razie są niezwykle kosztowne w produkcji? I czy zatem, jeśli na przykład nie może znaleźć żadnej wzmianki o odpustach między rokiem 536 a 1019, ma on odrzucić to, czego nauczał go jego proboszcz, biskup i papież? Czy tak właśnie działa Katolicyzm - czyniąc każdą osobę ostatecznym arbitrem tego, w co należy wierzyć lub czego należy się trzymać? Czy to nie protestantyzm z Katolicką okleiną?

Błąd Oporu jest z pewnością nowością, której cała wykonalność zależy od postępu edukacyjnego i technologicznego naszych czasów. To, co jest dziś tak niedbale twierdzone i brane za pewnik („Odrzućcie to, jeśli nie jest w Tradycji!”) Przez ludzi takich jak John Salza, Robert Siscoe, Michael Matt czy Taylor Marshall, byłoby praktycznie niemożliwe dla prawie wszystkich Katolików podczas prawie całą historię Kościoła, aż do bardzo niedawnych czasów.

Oczywiście błąd „uniwersalności w czasie” jest niezwykle wygodny, ponieważ pozwala odrzucić nauczanie Novus Ordo, a jednocześnie uciec przed przerażającym widmem sedewakantyzmu. Ale jest też dość niebezpieczny, nie tylko dlatego, że wypacza prawdę Katolicką i wypacza znaczenie dogmatu wiary, ale także dlatego, że pomaga utrzymać przy życiu sektę Novus Ordo, która może zachować swoją siłę i wiarygodność tylko tak długo, jak ludzie wierzą, że jego przywódcy są prawowitymi władzami Kościoła Katolickiego i następcami Apostołów. W ten sposób okazuje się, że neotradycjonaliści wcale nie są zagrożeniem dla Soboru Watykańskiego II, ponieważ nieustannie karmią bestię swoją publiczną deklaracją, że ta modernistyczna nierządnica jest w rzeczywistości Oblubienicą Chrystusa - po prostu „opierają się” jej nieczystości !

Nie chcę przez to powiedzieć, że Kościół może nauczać wszystkiego, co mu się podoba, nawet herezji, i musimy to przełknąć. Chodzi raczej o to, że Kościół ma boską gwarancję, że nie zwodzi swoich dzieci, nawet jeśli jego nauczanie nie jest nieomylnie głoszone – jest to myśl, która powinna nas napełniać miłością, wdzięcznością, pocieszeniem i oddaniem, ponieważ Kościół jest prawdziwie przez Boga wyznaczonym Nauczycielem ponad wszystkimi wiernymi; czasami nieomylny, ale zawsze autorytatywny, a z jego nauczaniu żaden sprzeciw nie jest dozwolony ani konieczny.

Idea promowana przez Resistersów - która jest napędzana przez smród herezji, błędu i bezbożności w doktrynie, prawie i praktyce Novus Ordo z jednej strony, a upartą odmowę uznania sedewakantyzmu za akceptowalną alternatywę z drugiej - że Stolica Apostolska potrzebuje samozwańczej doktrynalnej opiekunki (czy to redaktora gazety w Minnesocie, prawnika podatkowego w Wisconsin czy filozofa w Teksasie), jest całkowicie absurdalne, wbrew rozumowi, wbrew nauczaniu Kościoła i całkowicie niewykonalne. Wielokrotnie wykazaliśmy, że miało to miejsce w przeszłości, ale odsyłamy tylko do kilku naszych wcześniejszych postów i artykułów na ten temat:

 

Podsumowując: św. Wincenty, za aprobatą Kościoła, dał nam dwie podstawowe zasady, które pozwalają nam dostrzec ortodoksję doktryny podczas sporu, którego Stolica Apostolska jeszcze nie rozstrzygnęła: jeśli zawsze była nauczana i w którą wierzono w przeszłości (uniwersalność w czasie); i jeśli wszyscy tego nauczają i w to wierzą (uniwersalność w przestrzeni). Każdy z tych dwóch warunków wystarczy - tak mówi sam św. Wincenty i to wyjaśnienie, które mamy z ważnych źródeł teologicznych, i nie dopuszcza żadnej rozsądnej alternatywy.

Pół-tradycyjni Resistersi, w swoim zamieszaniu, mylą powszechność w czasie jako warunek, który musi spełnić całe nauczanie, aby Kościół mógł nakazać przyzwolenie - warunek, który każdy wierzący musi najwyraźniej samodzielnie zweryfikować. Takie stanowisko jest jednak nie tylko absurdalne i niewykonalne, ale także zaprzecza władzy nauczania, jaką Kościół posiada z boskiego ustanowienia, mocy, jaką obdarzył go Chrystus Jezus, aby mógł nakazać przyzwolenie wiernych z prostego powodu, że jest Ona wyznaczoną przez Boga Nauczycielką, o której można powiedzieć: „Ten, kto was słucha, mnie słucha” (Łk 10, 16) i która ma boską misję nauczania wszystkie narody (por. Mt 28,19-20) . Taka misja może być wypełniona przez Kościół tylko wtedy, gdy jego członkowie mają obowiązek trzymać się jego nauczania.

Skutkiem niezrozumienia Kanonu Wincentyńskiego przez pół-tradycjonalistów jest to, że utrzymują, zarówno w teorii, jak i w praktyce, że Kościół może po prostu nauczać czegokolwiek i jest to obowiązkiem każdego wierzącego (lub przynajmniej każdego duchownego) przeszukiwać tę naukę i za każdym razem stosować (źle zrozumianą) regułę św. Wincentego, aby rozeznać, czy doktryna może być bezpiecznie przyjęta. Jeśli uniwersalności w czasie (starożytności) nie można zweryfikować dla danej doktryny, to według Resistersów należy ją odrzucić, zignorować, pomniejszyć, zaprzeczać, obalić - często pod groźbą utraty duszy. Jak widzieliśmy, jest to absurdalne, niewykonalne i w poważnej sprzeczności z nauczaniem Katolickim.

Wyjaśniwszy w ten sposób prawdziwe znaczenie Kanonu Wincentyńskiego, możemy zobaczyć, z jaką przerażającą rzeczywistością muszą się teraz zmierzyć neotadodycjonaliści - ponieważ jest jasne, że herezje i błędy Soboru Watykańskiego II i posoborowego Magisterium są wyraźnie nauczane przez jednomyślną zgodę wszystkich ludzi, których uznają za ważnych pasterzy i prawowitych Katolickich autorytetów nauczycielskich.

Po prostu nie można uciec od wniosku: Kościół Novus Ordo nie jest Kościołem Rzymskokatolickim, a jego „papieże” i „biskupi” są fałszywymi pasterzami pozbawionymi prawdziwej wiary i pozbawionymi jakiejkolwiek prawowitej władzy kościelnej (por. 2 Kor 11,13) ; Ga 1, 8-9).

 

 

Tłumaczenie polskie za:

https://novusordowatch.org/2021/02/can-we-reject-magisterial-teaching/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Przerwa