Jak Garrigou-Lagrange zapatrywałby się na posoborową rzeź?
23 maja 2022
Tłumaczenie polskie za:
https://akacatholic.com/garrigou-lagrange-and-the-conciliar-carnage/
Formatowanie tekstu nieznacznie zmienione
Niedawno odbyłem ciekawą i serdeczną wymianę na Facebooku z teologiem, który jest obecnie jednym z najpopularniejszych anglojęzycznych komentatorów katolickich na świecie.
Chociaż nasza rozmowa była publiczna, nazwanie go po imieniu nie jest konieczne; to na jego opinię chciałbym zwrócić waszą uwagę, ponieważ wydaje się, że podziela ją przytłaczająca większość identyfikujących się jako „tradycjonalistów”, w tym wielu czytelników tej przestrzeni. W tym miejscu odniosę się i rozwinę niektóre z kwestii poruszonych w naszej wymianie zdań w nadziei, że uczynienie tego może w jakiś sposób pomóc czytelnikom samodzielnie przebrnąć przez posoborową rzeź.
Mój rozmówca wyraził podziw dla Réginalda Garrigou-Lagrange’a OP (zm. 15 lutego 1964), więc poprosiłem go o skomentowanie jego widocznej niezgody z eklezjologią dominikanina.
W szczególności miałem na myśli spostrzeżenia Garrigou-Lagrange'a dotyczące wzajemnych relacji między Chrystusem a Jego Kościołem, w szczególności w odniesieniu do nieomylności każdego z nich. Na przykład:
W ten sposób, jako człowiek, jest nam przedstawiony jako mistrz prawdy, którego musimy słuchać. „Ani się nie nazywajcie nauczycielami, gdyż jeden jest nauczyciel wasz, Chrystus” i jako przywódca, za którym nigdy nie chodzimy w ciemności; który ustanawiając Swój Kościół uczynił go nieomylnym w swoim nauczaniu, mówiąc: „A ja tobie powiadam, że ty jesteś opoka, a na tej opoce zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne nie przemogą go”. Gdyby Chrystus mógł zbłądzić, a fortiori i Kościół, który ustanowił mógłby błądzić w swoim nauczaniu. (Garrigou-Lagrange, Christ The Savior, 1949)
Zauważcie, że Garrigou-Lagrange nie sugeruje, że niezdolność Kościoła do błędu w swoim nauczaniu ogranicza się do bardzo wąsko zdefiniowanego zestawu szczególnych okoliczności. Wręcz przeciwnie, bezpośrednio łączy niemożność błędu Kościoła w swoim nauczaniu z niezdolnością Chrystusa do błędu, co oczywiście jest stanem stałym, a nie okazjonalnym.
Zgodnie z rozumowaniem Garrigou-Lagrange można śmiało dojść do wniosku, że podążając za naukami Kościoła – tego, który został ustanowiony i jest prowadzony przez Światło świata – nigdy nie chodzi się w ciemności. Według słów kard. Franzelina piszącego w poprzednim stuleciu, nawet nie-nieomylne nauczanie Kościoła jest „bezpieczne dla wszystkich”. (De divina Traditione et Scriptura, 1875)
Jeśli to szczególne rozumienie Świętej Matki Kościoła wydaje wam się całkowicie niekontrowersyjne i w rzeczywistości fundamentalne dla Wiary, to dlatego, że tak właśnie jest. W rzeczywistości jest to tak fundamentalne, że Garrigou-Lagrange posunął się nawet tak daleko, by wskazać na nieomylność Kościoła (która jest oczywistością w umysłach przedsoborowych teologów i Świętych Biskupów Rzymskich) jako rodzaj dowodu na nieomylność naszego Pana:
Albowiem błąd odbijałby się na samej osobie Słowa zgodnie z powiedzeniem: czyny przypisuje się supposita. Stąd błąd i grzech nie mogą być przypisane Słowu Bożemu, które jest w istocie prawdą i świętością. Dlatego powszechnie mówi się, że jest de fide, że Chrystus, jako człowiek, założyciel nieomylnego Kościoła, był nieomylny. (ibid)
Garrigou-Lagrange zasadniczo mówi: Z pewnością ten, który założył nieomylny Kościół, sam był nieomylny!
Nota bene: Po raz kolejny nie daje żadnej wskazówki, że ani Chrystus, ani Jego Kościół są wolni od błędów, a zatem bezpieczni do naśladowania tylko w rzadkich przypadkach.
Logika jest bardzo prosta: tak jak błąd i grzech nie mogą być przypisane Chrystusowi, który jest Prawdą i Świętością, tak samo nie mogą być przypisane Jego Mistycznemu Ciału, Kościołowi, który jest zarówno Świętą Matką, jak i bastionem prawdy.
Jest obiektywnym faktem, że eklezjologia Garrigou-Lagrange’a, podobnie jak jego poprzedników i rówieśników, nie pozostawia miejsca na skandaliczny pogląd, że autorytatywne wykonywanie Najwyższego Magisterium Świętego Kościoła Rzymskokatolickiego – nawet w jego nie-nieomylnym nauczaniu – może błądzić w taki sposób, że ci, którzy niewinnie postępują zgodnie z jego nauką, mogą znaleźć się w ciemności.
A jednak zdecydowana większość samozwańczych tradycjonalistów (bardziej właściwie znanych jako tradserwatyści [tradservatives]) upiera się, że Vaticanum II, pomimo takiego błędu, jest ważnym (choć niezwykłym) soborem ekumenicznym Kościoła katolickiego!
W tej notce mój teolog-rozmówca zasugerował, że nie tyle jest tak, że Vaticanum II „uczył rażącego i niezaprzeczalnego błędu”, ale wierzy, że był on jedynie niejednoznaczny i mylący, częściowo dzięki użyciu „nietradycyjnego, niechlujnego języka”, co, trzeba przyznać, „sugeruje błąd w najbardziej naturalnej lekturze”.
Wiernych może wprowadzić w błąd tekst soborowy, przyznaje, ale twierdzi, że to nie wystarczy, aby podważyć roszczenie Soboru jako ważnego soboru ekumenicznego.
Jestem zdania, że Vaticanum II rzeczywiście nauczał rażących błędów. Jeśli jednak dopuścimy, ze względu na argument, że nauczał on jedynie w taki sposób, by zachęcać do błędnych interpretacji – co mój przyjaciel zidentyfikował jako intencję architektów Soboru – jego twierdzenie co do ważnego sprawowania Najwyższego Magisterium (zob. Appendix w Lumen Gentium) jest skrajnie wątpliwe.
Papież św. Pius X jasno określił pogląd Kościoła na teksty, które są otwarte na nieortodoksyjne interpretacje, kiedy pisał: „Jak więc dla wszystkich niejednakowa strawa: podobnie i książki nieszkodliwe w pewnym miejscu, mogą się okazać bardzo szkodliwe w innym – dla innych okoliczności. Kiedy więc biskup, po wysłuchaniu zdań mężów roztropnych, uzna za konieczne obłożyć cenzurą jaką książkę tego rodzaju – udzielamy mu chętnie po temu praw, co więcej, nakładamy nawet na niego ten obowiązek”. (por. Pascendi, 51)
http://rodzinakatolicka.pl/sw-pius-x-pascendi-dominici-gregis-o-zasadach-modernistow/
Nawet Kodeks Prawa Kanonicznego Wojtyły z 1983 roku nakłada na biskupów ten sam obowiązek „odrzucania pism przynoszących szkodę prawdziwej wierze lub dobrym obyczajom”. (kan. 823 §1)
Jako pisarz, który przeszedł proces uzyskiwania imprimatur, znam sposób, w jaki oceniany jest materiał pisany: censor librorum nie tylko szuka „oczywistych i niezaprzeczalnych błędów”, ale jest również w jego obowiązku zaznaczanie wszystkiego, co może potencjalnie „szkodzić prawdziwej wierze lub dobrym obyczajom”, jak na przykład tekst, który jest mylący lub w inny sposób podatny na błędne interpretacje.
Nie będzie przesadą stwierdzenie, że tekst soborowy nie kwalifikuje się do nihil obstat i imprimatur, nawet według standardów nowokościoła!
A jednak mamy wierzyć, że nauczanie Soboru Watykańskiego II pochodzi od Kościoła?
Mój rozmówca- teolog zasugerował, że moje podejście do tej sprawy sprowadza się do „próby kwadratury koła poprzez cytowanie każdego ultramontańskiego ekstremisty przedsoborowego Kościoła”.
Jest to klasyczny przypadek tego, co psychoanalitycy nazywają projekcją. To motłoch tradserwatystów ciężko pracuje, by wepchnąć trujący kołek Soboru do zawsze bezpiecznego portu nauczania magisterium, nawet jeśli oznacza to odrzucenie Garrigou-Lagrange’a i wielu innych szanowanych manulistów jako ultramontańskich ekstremistów.
Mój przyjaciel złagodził tę ocenę, zauważając, że Garrigou-Lagrange, choć wielki tomista, „był człowiekiem jego ery i kultury” i jako taki, jego pisarstwo przyznaje się do pewnych „prawdziwych ekscesów”, które należy „przyciąć”.
„Uważam, że to wszystko jest całkowitym bałaganem” – podsumował – „i myślę, że czarno-białe kategorie, w których pracujesz, rozpadają się w obliczu tego wyjątkowo dziwnego soboru”.
Ma rację: kiedy przedsoborowa eklezjologia tak precyzyjnie nauczana przez najlepszych i najzdolniejszych teologów tamtych czasów (nie wspominając o papieżach, świętych i katechizmach) przeciwstawia się Soborowi Watykańskiemu II, coś musi ustąpić, jedno z nich musi nieuchronnie się rozpaść.
Innymi słowy, albo niezliczeni uczeni ludzie, tacy jak Réginald Garrigou-Lagrange, byli w smutnym błędzie, albo Vaticanum II nie jest tym, za co uważa go każdy pretendent do papiestwa, a mianowicie sprawowaniem urzędu nauczycielskiego Świętego Kościoła Rzymskokatolickiego.
I tak, drogi Czytelniku, mamy wybór, jeśli chodzi o to, jak rozumiemy i podchodzimy do obecnej sytuacji. Rzeczywiście, to całkowity bałagan! Więc nie wyobrażaj sobie przez chwilę, że jesteśmy w stanie uchwycić każdy niuans obecnego kryzysu za jednym zamachem, tj. nie musimy czuć się pod presją, aby uzyskać wszystkie odpowiedzi.
Jednocześnie nie wyświadczamy sobie ani nikomu innemu przysługi, zaprzeczając odpowiedziom, które posiadamy, nawet jeśli te odpowiedzi prowadzą do innych pytań.
Na przykład można by tylko dodać do „bałaganu”, zaprzeczając podstawowemu zrozumieniu, opartemu na fundamentalnych zasadach eklezjologicznych, że ci, którzy podążają za nauką Kościoła, nawet tą nie-nieomylną, nigdy nie chodzą w ciemności.
W tej dyskusji stawka jest wysoka, naprawdę, to czyjś sensus Catholicus – zdolność myślenia i odczuwania z Kościołem.
Ci, którzy wyobrażają sobie, że pewnym autorytatywnym naukom Kościoła nie można bezpiecznie ufać, już zaczęli błąkać się w ciemności protestanckiego sposobu myślenia, wielu nawet o tym nie wiedząc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz