Uroczystość Wszystkich Świętych - J. Ex. x. bp Donald J. Sanborn
Tytuł oryginalny: Feast of All Saints, by Most Rev. Donald J. Sanborn
Źródło: https://www.youtube.com/watch?v=0S-R118w9mQ
Przełożył z j. angielskiego Król Krzysztof, Październik AD 2021
W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego Amen.
W tym miesiącu, listopadzie, który jest końcem okresu liturgicznego, Kościół skupia swoją uwagę na rzeczach ostatecznych: śmierci, sądzie, niebie i piekle. Dziś tematem jest Niebo.
Kościół nie stawia przed naszymi oczami tego świętego czy tamtego, ale całą świtę świętych w niebie - całość tych, którzy osiągnęli wieczną chwałę i tych, którzy wypełnili cel swego stworzenia. Widzimy spektakl Kościoła Triumfującego, piękne miejsce, w którym nie ma grzechu, liberalizmu, bezbożności, niemoralności. Tylko porządek Boży panujący we wszystkim i wszędzie, a wszędzie przestrzegane jest prawo Boże. Prawo to jest miłością Bożą wychodzącą z wizji Boga twarzą w twarz, którą nazywamy wizją uszczęśliwiającą.
Niebo jest dla katolika ostatecznym celem do osiągnięcia, wielką nagrodą, która leży u kresu długiej drogi krzyży, które muszą nieść w jedności z krzyżem Chrystusa. Nasze wejście do nieba to wielki dzień, na który wszyscy czekamy. Każdy, kto jest w stanie łaski uświęcającej, zamieni w jednej chwili swoje obecne życie na życie w niebie.
Niebo jest jednak dla nas niewidzialne i dlatego poznajemy je tylko dzięki cnocie Wiary. Wiara jest cnotą, dzięki której intelektualnie zgadzamy się z prawdami objawionymi przez Boga, opartymi na autorytecie Boga objawiającego, które z kolei zostały zaproponowane do wierzenia przez Jego nieomylny Kościół, który to On sam ustanowił.
Nasz błogosławiony Pan obiecał nam życie w niebie, jasno wynika to z wielu stwierdzeń w Piśmie Świętym. Sam powiedział u św. Mateusza: Wtedy rzecze Król tym, którzy będą po prawicy jego: Pójdźcie, błogosławieni Ojca mego, posiądźcie królestwo, zgotowane wam od założenia świata. A św. Paweł mówi: Czego oko nie widziało ani ucho nie słyszało, ani w serce ludzkie nie wstąpiło, co zgotował Bóg tym, którzy go miłują. A w Apokalipsie jest napisane: dlatego są przed tronem Boga i służą mu we dnie i w nocy w świątyni jego, a ten, co siedzi na tronie, będzie mieszkał wśród nich. Nie będą więcej łaknąć ani pragnąć, ani nie dokuczy im słońce, ani żadne gorąco; ponieważ Baranek, który jest w pośrodku tronu, będzie nimi rządził i poprowadzi ich do źródeł wód życia i Bóg otrze z ich oczu wszelką łzę. To, że nasz błogosławiony Pan jest naprawdę Bogiem, wynika również z tych samych Ewangelii. Dlatego ma moc dać nam Niebo, które nam obiecał.
Powiedział też jednak, że Niebo ma wielką cenę; cenę, którą należy płacić każdego dnia. A ta cena jest trojaka: najpierw zaprzeć się siebie; po drugie, codziennie brać swój krzyż; i po trzecie, iść za Nim. To są Jego słowa.
Zaparcie się samego siebie oznacza umartwienie, to jest umrzeć dla pokus tego świata, które nieustannie kuszą nas do myśli, pragnień i działań sprzecznych z prawem Bożym. Codzienne branie na siebie krzyża oznacza codzienną ofiarę cierpień, które przychodzą na nas w tym życiu, czy to w wyniku grzechu pierworodnego – takie jak choroba i śmierć – czy też w wyniku naszych własnych grzechów lub grzechów innych. Iść za Chrystusem oznacza wyznawać naszą Wiarę w Niego jako prawdziwego Boga i Odkupiciela ludzkości oraz przestrzegać Jego praw.
To brzmi bardzo prosto, ale każdy, kto dąży do celu, wie, jakie to trudne. Z tego powodu czcimy świętych, to znaczy tych, którzy odnieśli sukces w tej trwającej całe życie walce, tej walce z siłami naszych własnych złych nawyków i skłonności oraz pokus diabła i świata. Walka staje się tym trudniejsza, im świat wokół nas staje się coraz bardziej bezbożny i niemoralny. Musimy wiosłować nie tylko pod prąd własnej zepsutej natury, ale także pod prąd wszystkiego, co współczesny świat uważa za słuszne, prawdziwe, dobre i piękne. Innymi słowy, kultury współczesnego świata, jego liberalizmu, jego pogaństwa, jego bezbożności, jego intelektualnej i moralnej perwersji i jego rozpusty.
Aby mieć siłę do podjęcia tej walki, a zwłaszcza do wytrwania w niej do ostatniego tchnienia, niezbędna jest cnota Wiary. Albowiem to dzięki Wierze widzimy cel, który należy osiągnąć. Kiedy prowadzimy samochód, podążamy dokładnie w kierunku naszego celu, ponieważ widzimy drogę przed nami. Ale jeśli wpadniemy w gęstą mgłę lub ulewny deszcz lub śnieg, naturalnie zwalniamy. Możemy nawet ustać. Nie można iść do celu, jeśli go nie widzimy. A jeśli nasza wizja jest niedoskonała, nasz ruch w jego kierunku również będzie niedoskonały.
Ta wielka cnota Wiary jest także walką. Bóg wlewa tę cnotę w nasze dusze podczas chrztu. Rośnie w nas, gdy praktykujemy ją w aktach wiary i pobożności. Rośnie w nas, gdy modlimy się i czytamy lekturę duchową lub słuchamy kazania. Rośnie w nas, gdy klękamy w adoracji przed wystawionym Najświętszym Sakramentem.
Ta cnota Wiary jest jednak codziennie atakowana z wielu źródeł. Pierwszy atak jest od skutków grzechu pierworodnego w nas, zaciemnienia naszych intelektów, co powoduje, że uważamy za prawdziwe tylko te rzeczy, które można osiągnąć za pomocą zmysłów. Innymi słowy, jest to skutek grzechu pierworodnego, który czyni z nas zwierzę, znające tylko zmysły i przyjemności zmysłowe.
Drugim atakiem jest bezbożność świata, który zaakceptował zwierzęce zasady współczesnego świata i grzech pierworodny oraz uczynił z nich system. Ten atak na naszą Wiarę jest szczególnie właściwy dla naszych czasów, w których nawet naturalne prawdy religii i prawa naturalnego są pogardzane. Skutek jest taki, że musimy nieustannie walczyć z pokusą pójścia za tym światem niewiary i bezbożności. A robimy to najpierw na małe sposoby, następnie na ważne sposoby, dopóki nie skończymy jak piekłoszczaki poganie, których zaczęliśmy przez małe kompromisy z biegiem czasu darzyć miłością i podziwem.
Trzeci atak na Wiarę jest całkowicie właściwy dla naszej epoki, która jest obecnym stanem Kościoła rzymskokatolickiego. W przeszłości zwolennicy bezbożności i nowoczesnego pogaństwa dążyli do zmiażdżenia Kościoła i Wiary katolików. Lecz zawsze można było mieć oczy skierowane na latarnię Wiary i Prawdy, którą był papież Rzymu. Nigdy w przeszłości katolicy nie byli pozbawieni jego głosu. Dziś jednak jesteśmy na własne oczy świadkami czegoś, co byłoby strasznym koszmarem, gdyby nie było tak realne w naszym doświadczeniu. Jest to wybór do papiestwa osób, które utraciły Wiarę katolicką i zastąpiły ją fałszywym i bezdogmatycznym Chrześcijaństwem, które teraz obejmuje rozwód i ponowne małżeństwo, cudzołóstwo w postaci wspólnego życia poza małżeństwem i perwersję seksualną.
Właśnie widzieliśmy w zeszłym tygodniu, że Bergoglio wezwał do uznania przez prawo związków cywilnych sodomitów. Jakiego innego dowodu potrzebujemy? Ten sam grzech, który sprowadził ogień z nieba na sodomitów, jest teraz, według niego, przedmiotem prawa. Wszelkie prawo jest odbiciem wiecznego Prawa Bożego. Proszenie o prawa do błogosławieństwa tych złych związków jest bluźnierstwem.
Na razie wypalona jest lampa tej latarni - to jest papież rzymski. Dryfujemy w wielkim i ciemnym oceanie błędów, a jedynymi naszymi mapami są mapy nauczania Kościoła z jego chwalebnej przeszłości. Tak jak dawni marynarze kierowali swoje instrumenty ku gwiazdom, by kierować się nimi w rozległym oceanie, tak i my przyglądamy się starożytnym drogowskazom nauczania Kościoła, aby wiedzieć, gdzie powinniśmy być i jaki kierunek powinniśmy obrać.
Pomimo ataków na naszą świętą Wiarę, dzięki łasce Bożej, trwamy w znajomości rzeczy niewidzialnych i w znajomości życia przyszłego świata. Tak jak Bóg pozostaje na zawsze ten sam, tak Jego wiara pozostaje na zawsze ta sama, tak Jego Kościół pozostaje na zawsze ten sam, tak my pozostajemy na zawsze tacy sami w wyznawaniu tych samych doktryn, które wyznawali i w które wierzyli wszyscy, którzy teraz patrzą na oblicze Boga w Niebie.
Sobór Watykański z 1870 r. oświadczył: Nauka wiary, którą Bóg objawił, nie została bowiem podana jako wytwór filozofii, który dałby się udoskonalać mocą ludzkich umysłów, ale została przekazana Oblubienicy Chrystusa – to jest Kościołowi - jako Boży depozyt, by go wiernie strzegła i nieomylnie wyjaśniała. Dlatego należy nieprzerwanie zachowywać takie znaczenie świętych dogmatów, jakie już raz określiła święta Matka Kościół, a od tego znaczenia nigdy nie można odejść pod pozorem lub w imię lepszego zrozumienia.
A papież Leon XIII powiedział: Historia wyraźnie dowodzi, że Stolica Apostolska, której została powierzona misja nie tylko nauczania, ale rządzenia całym Kościołem, trwa nadal w tej samej doktrynie, w jednym i tym samym znaczeniu, w jednym i tym samym osądzie.
To właśnie z powodu tej konieczności pozostania zawsze takimi samymi odmawiamy im, modernistycznym mieszkańcom Watykanu, tytułu rzymskiego papieża. Gdyż właśnie usiłują w rzekomym imieniu autorytetu Chrystusa narzucić Kościołowi nową religię, która nie jest identyczna z tym, co było przed nią. To identyczność doktryny, liturgii, i zasadniczych dyscyplin, które są istotne dla Kościoła rzymskokatolickiego. Bez nich straciłby całą swoją wiarygodność. Tak jak woda, którą pijesz każdego dnia jest ta sama i musi być taka sama, tak też dogmaty, dyscyplina i święta liturgia Kościoła katolickiego muszą pozostać takie same.
Nikt nie oczekuje śmierci jako wydarzenia. To będzie bardzo nieprzyjemne, ponieważ jest to oddzielenie dwóch rzeczy – ciała i duszy – które są ze sobą ściśle powiązane. Pomyślcie o szybkim zerwaniu bandaża ze skóry. Nikt nie czeka na swój sąd szczegółowy, ponieważ nie wiemy, jak Bóg naprawdę nas widzi. I doskonale zdajemy sobie sprawę z wad w nas, które mimo wielu spowiedzi i dobrych intencji na przestrzeni lat zdają się trwać z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień i z dekady na dekadę. Ale wszyscy czekamy na to, co leży poza śmiercią i sądem szczegółowym, bo jeśli umrzemy w stanie łaski uświęcającej, będziemy w miejscu, w którym panuje Boży porządek. Bo nawet czyściec, jeśli taki będzie nasz los na czas, choć pełen cierpień, jest jednak społecznością ludzi, którzy są w stanie łaski uświęcającej. Którzy kochają Boga ponad wszystko. Którzy nie mogą już grzeszyć i którzy są pewni swojego wiecznego zbawienia. W czyśćcu panuje prawo i porządek Boży. We wszystkich tych rzeczach różni się ono od piekła. Rzeczywiście, jedyne, co ma wspólnego z piekłem, to cierpienie.
Jeśli Bóg zabierze nas natychmiast do Nieba, co będzie miało miejsce, jeśli w chwili śmierci mieć będziemy pomoce Kościoła i właściwą dyspozycję do ich przyjmowania, a mianowicie ostatnie namaszczenie i świętą Eucharystię, błogosławieństwo apostolskie łagodzące wszelkie należne kary doczesne za grzech. Jeśli ksiądz jest obecny i macie odpowiednie usposobienie, idziecie prosto do Nieba. Jeśli tak, nasz dzień śmierci będzie dniem radości, szczęścia i uciechy. Cierpienia tego życia, a nawet śmierć będą niczym w porównaniu z wielką i wieczną radością Nieba.
To jest wielki cel, ten cel życia wiecznego, który dzisiaj świętujemy. Przyszłe życie z Bogiem, które określa wszystko, co robimy, mówimy i myślimy jako katolicy. Wizja życia wiecznego, ta wiara w słowa Odkupiciela jest w nas tak silna, że zaprowadziła wszystkich wielkich świętych do Nieba. Rozważamy to dzisiaj. Doprowadziła ich na wyżyny cnoty i doskonałości, które przewyższają wszelkie ludzkie zrozumienie.
Ta wizja życia wiecznego jest podstawą męstwa męczenników, czystości dziewic, stałości Doktorów świętych, miłości Boga wyznawców. Rozpala ona całą chwałę Kościoła. To dusza umartwienia. To strażnik przeciw pokusie. Wizja świętych w Niebie przed tronem Boga pokazuje nam wszystko, dla czego żyjemy, umieramy i na co mamy nadzieję.
W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego Amen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz